niedziela, 4 października 2015

ZMIANA!

Posty przeniesione na :
www.sowkotek.wordpress.com
czas na zmianę!

niedziela, 27 września 2015

Tu narodziła się Portugalia

Aqui nasceu Portugal. Tutaj narodziła się Portugalia. Taki napis można zobaczyć na murze przed wejściem do starówki miasteczka Guimarães, godzinę jazdy pociągiem z Porto. Guimarães jest nazywane kolebką Portugalii (port. O Berço da Nação Portuguesa).Przy piciu garoto (rodzaj kawy z dodatkiem mleka) nagle zadałam sobie pytanie: ale gdzie i kiedy się narodziła moja własna Portugalia? Z chwilą przeczytania powieści Ericha Remarque “Noc w Lizbonie” w czasach licealnych? Czy może po wysłuchaniu rytmów portugalskiej muzyki fado w wykonaniu Misi, awangardowej śpiewaczki fado, ileś lat temu?Postanowiłam skonfrontować sama swoje własne wyobrażenia podczas podróży do Portugalii, do Porto z Grupą Artystów Głuchych na plener artystyczny.Baza noclegowa była w Porto, praktycznie w samym centrum miasta.W wyobraźni przeciętnego turysty Portugalia to synonim kilku słów: muzyka fado, azulejos (płytki, kafelki ceramiczne), ocean, wino porto. Porto zachwyca smakami, kolorami, zapachem południa, wiatrem oceanu, mnogością knajpek i turystów. Porto jest może zbyt oczywiste w swoim pięknie. A Lizbona się “wymyka” z rąk. Obserwowałam i zwiedzałam Lizbonę intensywnie na tyle ile mogłam przez półtora dnia. Spanie na nabrzeżu lizbońskim, na opustoszałym placu budowy pod gołym niebem na karimacie, sprawiło, że poczułam tchnienie saudade. Czym jest saudade? Saudade jest wszystkim po portugalsku: życiem, emocjami, tęsknotą za czymś niedoścignionym, za sięganiem gwiazd, odkrywaniem czegoś nowego, za byciem kimś wyjątkowym, za idealną miłością. Po prostu tęsknotą za tym, czego się nie ma teraz. To tęsknota za idealnym miejscem-miastem Ulisseia. Ulisseia to projekt multimedialny artystów Oskara i Gaspara robiony we współpracy z miastem Lizbona i wyświetlany na Praça da Comercio w dniach kiedy przebywałam w Lizbonie. Projekt opowiada o marzeniu herosa Ulissesa o stworzeniu idealnego miasta najpiekniejszego na świecie – czyli miasta Ulisseia i jego miłości do królowej wężów Ofiussy. Zarazem jest to multimedialny świetlny show dumy lizbończyków ze swego miasta.Amalia Rodriques, najsłynniejsza spiewaczka fado w Portugalii, spiewała, że fado narodziło się w dniu, kiedy zły wiatr przywiał, niebo połączyło się z morzem a marynarz smutny wtedy śpiewa. Fado trzeba wysłuchać przypadkiem (nie w wyznaczonych modnych knajpach) i poddać się sile głosu fadisty. Tak naprawdę to nie słowa są ważne, ale przeciągły zaśpiew melancholijny w głosie fadisty wraz z dźwiękami gitary portugalskiej. Czas zwolnił w trakcie słuchania piosenek fado w winiarni Quevedo Port Vine w Vila Nova de Gaia w Porto. Tak naprawdę w życiu chodzi o przeżycie w spokoju. Nic nie jest trwałe, będzie co będzie – taka jest filozofia Portugalczyków. Ewentualnie zostaną jedynie mury z azulejos – płytki ceramiczne ręcznie malowane, które można wszędzie spotkać na ulicach, w miastach, wioskach.Z punktu widzenia artystycznego zarówno Lizbona i Porto są miastami, w których trzeba pobyć co najmniej dwa tygodnie, pokontemplować. I przypominają mi moje rodzinne miasto Łódź w swym zaniedbaniu, kryzysie ekonomicznym, muralach, emigracji młodych, braku wymuskania europejskiego.7 dni w Portugalii to zdecydowanie za mało czasu by móc więcej przeżyć, zaobserwować i pomalować. Ledwie wystarczyło by posłuchać piosenek fado w winiarni w Porto, rytmów brazylijsko-portugalskich na rynku w dzielnicy Mouraria w Lizbonie, zobaczyć Alfamę o zachodzie słońca, zajadać się słynnymi ciastkami portugalskimi pasteis de belem, wypić cafe pingo (mocne portugalskie espresso), posmakować cafe galao (z dużą ilością mleka), naszkicować uliczki Porto, zobaczyć ocean i zanurzyć w nim nogi.Na pewno wrócę by przeżyć w zupełnie inny sposób kolejne własne caminho de portugues.

sobota, 26 września 2015

Ile można udowadniać, że masło jest maślane?

W międzyczasie się dowiedziałam, że zdobyłam wyróżnienie specjalne na gali finałowej Konkursu Lady D 2015 im Krystyny Bochenek w Warszawie. Reprezentowała mnie mama.
Gorzka refleksja niestety z tego wszystkiego wypływa. Niestety Lady D nie jest doceniana, jest traktowana po macoszemu.
 Zlitujcie się, ale wielkość pracy tych dziewczyn, wysiłek, jaki wkładają by funkcjonować mimo swoich ograniczeń w ogóle nie są doceniane. Wyjazd do Brukseli może i jest jakąś nagrodą, ale bez przesadyzmu! Byle Miss Ziemi Łódzkiej, Miss Polonia, Miss Polski, Miss Tyłka, Miss Cycka, Miss czegoś tam dostają o wiele więcej wyłącznie za swój wygląd. 
Rozumiem, że Lady D nie jest żadnym jakimś wizerunkowo super konkursem dla sponsorów, nie jest to rodzaj konkursu, gdzie sponsor się pręży dumnie obok długonogiej laski z nadzieją na ewentualne bara bara po konkursie w ramach wdzięczności (przeczytane, zasłyszane). Ale na miłość boską nie widzę doceniania pracy tych dziewczyn.

Co z tego, że impreza odbyła się w Sejmie.. Z transmisji na stronie internetowej Sejmu widać było chaos i niedopracowanie i kiczowatość. W tym momencie muszę pogratulować organizatorom gali regionalnej w Łodzi – gala była profesjonalnie zrobiona i naprawdę można było się poczuć docenionym. 
No cóż stereotyp idzie w parze ze swoistą dyskryminacją i całkowitym niezrozumieniem. 

piątek, 25 września 2015

a może Brukselka i garnitur?

No tak, rączka od walizki się zacięła. No cóż trzeba najpierw wyjąć wszystkie wydrukowane informacje gdzie co i jak i cierpliwie toczyć walizkę na dwóch kółkach. Człowiek taki jak ja zawsze najpierw desperacko sprawdza czy ma na pewno wszystko przy sobie, przede wszystkim komórkę. Potem dopiero patrzy w miarę przytomnie na otoczenie i zaczyna dostrzegać, że nie jest u siebie. Słyszy, a raczej czyta z ust: buy ticket there! No i przygoda z Brukselką się zaczyna wtedy na dobre. Mapa, info, przystanki po drodze ze sporą dozą przekleństw, jedna linia metra, druga linia metra i ok 300 metrów pieszo do celu. Ostatni etap to schody i człek pada na dobre w łóżku na bodajże 4 piętrze starej kamienicy nieopodal siedzib Komisji Europejskiej i Europarlamentu.
Z perspektywy już 12 dni pobytu tutaj płynie na pewno jeden wniosek z wielu obserwacji: Bruksela to miasto 2 miast. Miasto garniturków europarlamentarnych albo na rowerach albo pieszo albo w autach ale w nieodzownych stylowych garniturkach i krawatach. Garniturki mają to do siebie, że są jak z szablonu, jedynie różnią się kolorami, paskami itp ale łączy ich też ponadto mina wielkiej powagi swego zadania - w końcu dostali się do wymarzonej lub wymęczonej pracy urzędnika KE. Widać to na wielu tu spotkaniach, konferencjach, networkingach, w których biorą udział urzędnicy KE. Tylko, że ja do końca nie jestem pewna czy ta praca to w ogóle ma jakąś powagę i wartość dodaną. Bardziej jako trybik wielkiej biurokratycznej machiny, która się jakoś kręci. I kieruje się przy tworzeniu deklaracji unijnych korzystając z ogólnych wskaźników, nie ogarniając kompletnie złożonej całości - jak to powiedział jeden z lokalnych działaczy organizacji pozarządowych i twórcy platformy - sieci organizacji.
I miasto, które nazywa się Bruksela i którego językiem jest francuski lub flamandzki.
Jedno jest pewne - tu wszystko tak wygląda jakby to była inna planeta nie tylko działania ale i myślenia.


niedziela, 18 sierpnia 2013

/http://szafrankatarzyna.wordpress.com/

To wyjątkowa dziewczyna z całą jej złożoną osobowością, kreatywnością, emocjami i wahaniami twórczymi. Kibicuję jej od lat:)

no i kolejna przygoda w necie:) odskocznia od innych mych pasji

pod globusem


kolejna przygoda z pisaniem i kolekcjonowaniem wspomnień i spostrzeżeń z podróży:)

niedziela, 14 lipca 2013


moja ulica na starych pocztówkach. az miło popatrzec:)